Straszliwe piękno

Tak określił wizerunek na Całunie Daniel-Rops (1901-1965), członek Akademii Francuskiej, wybitny pisarz katolicki. 
To złożone pojęcie bardzo trafnie oddaje wrażenie, jakie wywołuje fotografia Całunu Turyńskiego. Nie jest to tylko odczucie artysty, czy przejaw ducha poetyckiego. Obraz jest rzeczywiście straszliwy ze względu na zniszczenie ciała, ale pod ową powłoką męczeństwa kryje się piękno postaci Chrystusa. Trzeba tylko ów wygląd odtworzyć. 
Dokonało tego dzieła wielu anatomów i plastyków. Prace tych ostatnich charakteryzują się szeroką skalą osobistego i swoistego odczytania wizerunku, do czego zresztą mają prawo. Nam będzie chodziło w pierwszym rzędzie o anatomiczną budowę Człowieka z Całunu i odtworzenie Jego wyglądu Taka rekonstrukcja nie powinna być trudna. Mamy przecież do dyspozycji fotografię oryginału, jakim jest wizerunek całunowy. Czy można było wymarzyć coś lepszego w odtworzeniu jakiegokolwiek człowieka z I wieku'' Jeżeli specjaliści zrekonstruowali wygląd Jehohanana na podstawie jego kości, w wypadku Człowieka z Całunu sprawa wydaje się o wiele łatwiejsza... A jednak okaże się, że jest inaczej. 
Na samym początku spotykamy się z paradoksem: o Jezusie z Nazaretu wiemy bardzo dużo, ale tylko o jego osobie, powiedzmy: osobowości. Nie dysponujemy jednak żadnymi - w ścisłym słowa tego znaczeniu - danymi o jego wyglądzie fizycznym. W księgach nowotestamentowych nie znajdziemy o tym nawet najmniejszej sugestii. Absolutna cisza. A może w Starym Testamencie? Z religijnego punktu widzenia pytanie to wydaje się być uzasadnione. Pokolenia chrześcijan pierwszych i późniejszych wieków, nie znajdując nic w Nowym Testamencie, sięgnęły do starotestamentalnych opisów Mesjasza, czyli Jezusa Chrystusa. Może to wydawać się dziwne, ale przyjmowali je dosłownie, jak gdyby nie dostrzegając, że przedstawiają one przecież wygląd Sługi Jahwe w "momentach" Jego maltretowania i zamordowania. Prorok Izajasz opisał Go wprawdzie jako nie posiadającego wdzięku... ani wyglądu, aby nam się podobał... jak ktoś, przed kim się twarz zakrywa (Iz 53, 2-3). Ale przecież poprzedził te słowa stwierdzeniem: Jak wielu osłupiało na jego widok - tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać jego niepodobna była do ludzi (Iz 52, 14) 
To przekonanie o brzydocie postaci Jezusa wyrażali chrześcijanie już od II wieku, a następnie liczni Ojcowie Kościoła, i wreszcie pokolenia okresu bizantyjskiego. Mogli oni - co wydaje się prawdopodobne - posiadać pewne dane z grobowego płótna Jezusa, jak to pozwala przypuszczać Oblicze Święte mandylionów, czy tzw. krzywa bizantyjska. Rzeczywiście, oglądanie Jego wizerunku na relikwii turyńskiej - a jeszcze lepiej na pozytywie negatywu fotograficznego - szczególnie spodu ciała, sprawia wrażenie, że jest to odbicie postaci chromej i pokrzywionej. Miednica przesunięta jest na lewo i nachylona w dół z lewej ku prawej stronie, co podkreśla wypływ krwiosurowiczny wzdłuż lędźwi i paralelne pochylenie bruzd pośladkowych. Podobne nierówności w poziomie wykazuje bok i biodro. Lewe kolano ma wygląd zesztywniałego - a noga na dole sprawia wrażenie krótszej, z defektem zginania stopy. Poszukiwanie danych o wzroście Jezusa przez cesarza Justyniana nie było sprawą, która interesowała chrześcijan tylko Średniowiecza. Zajmuje ona również syndonologów dziś. Chodzi bowiem o dane związane z jego postacią na wizerunku całunowym. Najstarszą miarę przekazuje "wzorcowy krzyż" Justyniana, którego odległość od gwoździ w dodanych poprzeczkach wynosiła 183 cm. Zachód przyjął tę miarę od Wschodu i utrwalił ją we wzorcu, jaki tworzy płyta wsparta na czterech kolumienkach, znajdująca się w bazylice Św. Jana na Luteranie w Rzymie. Stary napis mówi, że odległość od ziemi do dolnej płaszczyzny płyty odpowiada wzrostowi Zbawiciela. Wynosi ona 183 cm. 
Po pojawieniu się Całunu w Europie źródła historyczne przekazują dane o wzroście Chrystusa na podstawie pomiarów, dokonywanych na jego tkaninie. Trudność w ich odczytaniu sprawiają stare miary. Notatka z 1750 r. mówi, że "cały wizerunek ciała jest wysoki 42 uncje naszej miary". Do dziś przechowuje się "Wstęgi Domu Sabaudzkiego", które kiedyś darowywano ważnym osobistościom z okazji wystawienia tej relikwii. Są to miary wzrostu Jezusa wzięte z Całunu. Jedna - przechowywana w rodzinie królewskiej - mierzy 183 cm, druga - pokazywana w Muzeum Syndonologicznym w Turynie - jest długa 182 cm. 
Pierwsze dane według miary metra pochodzą z 1868 r., zostały jednak przekazane błędnie. Następne sporządziła specjalna ekipa w dniach wystawienia Całunu w 1898 r. Są one dziwnie opisane: miara wizerunku wierzchu postaci 193 cm, od szczytu głowy do "róży" rany w stopie, spodu zaś 187 cm, od szczytu głowy do pięt. Swoje prywatne pomiary poczyniła księżniczka Klotylda. Różnią się one od oficjalnych pomiarów: długość figury z przodu ciała - 182 cm, z tyłu - 188 cm. 
Do dziś zmierzenie wzrostu Człowieka z Całunu stanowi problem. Należy bowiem uwzględnić kilka czynników trudnych do ustalenia. Oto one: ewentualne wydłużenie tkaniny przez prasowanie czy składanie; przestrzeń bez odbicia między dwoma wizerunkami jednej głowy; zaokrąglenia i sinoidy szyi; punkt dotknięcia ziemi przez stopy, które widoczne są nie pod kątem 90 stopni; wygięcie tułowia i zgięcie nóg. 
Pierwszego pomiaru w oparciu o kryteria antropologiczne dokonał prof. Gedda.Wynuci swojego studium ogłosił w 1939 r. na Kongresie Syndonologicznym. Uzyskał miarę 181 cm. Wydłużył ją jednak o 2 cm, korzystając z okazji wystawienia prywatnego relikwii po przewiezieniu jej w 1946 r. do Turynu z Montevergine, gdzie była ukryta na czas wojny. Jednak tę pierwszą miarę potwierdził prof. G. B. Judica-Cordiglia, przeprowadzając niemniej dokładne badania. Przyjęła ją większość syndonologów, choć inni wskazywali na wymiary od 162 do 187 cm. Do tych miar należy włączyć te, jakie uzyskali J. Jackson i E. Jumper w 1968 r. Badanie przeprowadzili na żywym modelu podczas prac zmierzających do odtworzenia pozycji ciała Jezusa w grobowym płótnie, przy okazji jednak uzyskali miarę jego wzrostu. Bez trudności dobrali spośród jedenastu ochotników pasującego do wizerunku całunowego mężczyznę. Był wysoki 5 stóp i 10,5 cala, czyli 179 cm. 
Za wysokim wzrostem Chrystusa przemawiają wyniki badań etnologicznych. Jeden z największych autorytetów z tej dziedziny nauk, Carleton S. Coon, określił Człowieka z Całunu jako "typ fizyczny, spotykany dzisiaj wśród Żydów sefardyjskich i szlachetnie urodzonych Arabów"'. Jest to jednak stwierdzenie porównawcze. Większość etnologów i antropologów jest zdania, że zaliczanie Jezusa do jakiejkolwiek grupy etnicznej, nawet semickiej, mija się z tymi danymi, jakich dostarcza wizerunek na Całunie. Czyżby więc nic nie można było powiedzieć o typie etnicznym Człowieka z Całunu, mając do dyspozycji jego "fotografię"? Właśnie fotografie osobników wymarłego już szczepu semickich Jemenów, wykonane w XIX wieku, rzucają pewne światło na ten problem. Znajdują się one w Szkole Instytutu Bibilijnego w Jerozolimie. Przez tysiąclecia żyli oni w całkowitej izolacji i zachowali cechy pierwotnego typu Semity. Oto one: wzrost wysoki, pełne godności trzymanie ramion, rozwinięta klatka piersiowa, nogi długie, wąskie w przegubach, proporcje członków idealne, twarz wydłużona, nos wysoki, prosty i delikatny, większość ciemnoblondynów, o oczach siwych lub niebieskich. Te ostatnie dane wzięte są z opisów. Jeden z antropologów, oglądając rekonstrukcję Człowieka z Całunu, powiedział: "Jest to osobnik całkowicie wyjątkowy, którego nie można zaklasyfikować do żadnego typu rasy nam znanej". 
Tego samego zdania jest J. B. Judica-Cordiglia. Ostrzega on syndonologów, by nie ulegali sugestii semityzacji wyglądu Jezusa na podstawie wzorów współczesnych, ponieważ nie znajduje to potwierdzenia w pomiarach anatomicznych wizerunku całunowego. Po przeanalizowaniu zebranych przez siebie wyników, doszedł do następującego wniosku: "Rzucając okiem na wszystkie dane, widzimy przed sobą człowieka antropologicznie doskonałego, niezwykłego w całym pięknie postaci i twarzy, które wyziera z delikatnych linii oblicza".
Rzeczywiście, rekonstrukcje postaci Chrystusa z Całunu potwierdzają to. Odpowiadają one kanonowi artystycznemu Michała Anioła i wzorcowi anatomicznemu Leonardo da Vinci. Właśnie proporcja głowy do całego wymiaru ciała wskazuje na jego wysoki wzrost i doskonałą harmonię członków". Większość syndonologów jest zgodna z przypuszczeniem, że Chrystus mógł być typowym Hebrajczykiem, jak znane postacie biblijne, których niezwykłe cechy przekazuje Stary Testament. Przy wyborze Saula na króla zauważono i to zaznaczono, że wzrostem przewyższał cały lud o głowę (1 Sm 10, 23), a nie był uważany za olbrzyma. Podczas ceremonii namaszczenia Dawida pisarz natchniony zaznaczył, że był on rumiany, pięknych oczu i urodziwej postawy (1 Sm 16, 12). Zapewne nie byłaby to tylko interpretacja teologiczna gdybyśmy przyjęli, że wśród Żydów I wieku pojawiała się postać podobna do króla Dawida. Tylko Jezusa z Nazaretu nazywano "synem Dawida", a jeżeli tak, to prawdopodobnie świadczył o tym również Jego wygląd, nie mówiąc o mesjańskiej działalności.
Wyobrażenia pisarzy pierwszych wieków i Ojców Kościoła o "brzydocie" Chrystusa nie mogły więc odnosić się do Jego normalnego wyglądu, który - poza fascynacją siłą ducha, mądrości i tajemniczej mocy nadprzyrodzonej - pociągał i zadziwiał rzesze. Jedna z kobiet wypowiedziała to publicznie, wskazując na pochodzenie Jezusa: Błogosławione łono, które cię nosiło, i piersi, które ssałeś (Łk 11, 27).
Specjaliści, odtwarzający wizerunek Człowieka z Całunu, musieli pokonać wiele trudności, by ze zmaltretowanej i zniszczonej przez ukrzyżowanie postaci odczytać Jego wygląd przed śmiercią. Jest to raczej "spóźniony luksus" naukowców, odpowiadający zresztą zapotrzebowaniu społecznemu współczesnych chrześcijan, tym bardziej fascynujący, że opierający się na rzeczywistych zarysach na Całunie. Jego jednak historia odbioru jako wizerunku Chrystusa świadczy o tym, że cel właściwy został osiągnięty. Oblicze Jezusa zostało skopiowane ze Świętego Mandylionu i utrwaliło się w sztuce sakralnej "bezbłędnie", jeżeli chodzi o istotne rysy Jego głowy, twarzy i postaci.
Żaden jednak geniusz pędzla czy dłuta nie był i nie będzie w stanie oddać tego, co kryje w sobie wizerunek całunowy. Jest po prostu oryginałem, który uwidacznia postać Jezusa jak gdyby "zasłoniętą" czymś, co trudno określić. Zasłona ta wytraca szczegóły, ale daje możność wyczuć coś niewidzialnego, co można odebrać tylko jakimś nieznanym wymiarem, "zmysłem". Dlatego żadna rekonstrukcja oblicza Człowieka z Całunu nie zadowala. Jego fotografia - taka, jaka jest, bez "poprawek" - najlepiej oddaje to, co wyraził P. Claudel słowami: "Bardziej jest to Obecność niż obraz".
Wizerunek na Całunie ukazuje zmaltretowane ciało Jezusa. Jest świadkiem wydarzenia, które zapisało się na jego grobowym prześcieradle. Tę wstrząsającą "kronikę" staraliśmy się odczytać tak, jak pozwalają na to zdjęcia fotograficzne. Mimo ich dokładności i ujawnieniu szczegółów niewidzialnych dla oka, okazało się, że wizerunek na relikwii turyńskiej kryje w sobie dalszą interpretację o sobie. O tym odkryciu zadecydował zwykły przypadek i możliwości, jakich dostarczyła syndonologom nowa technologia fotografiki.
Kto mógł przypuszczać, że "zwykła" fotografia wizerunku całunowego zawiera w sobie trzeci wymiar?