Pobranie i farsa próbek

W historii Całunu Turyńskiego było to wydarzenie niezwykłe. Do tego czasu z jego tkaniny były wyciągane poszczególne nici w celu zbadania charakteru wizerunku i wytłumaczenia krwawych plam. Tylko w 1973 r. zostały wycięte dwa odcinki bardzo małe. Było to tak niezwykłe, że jeden z nich został nazwany „odcinkiem Raesa" od nazwiska uczonego, któremu został wręczony. Krążył on z rąk do rąk, wykorzystywany wielokrotnie.

Tym razem ma to być odcinek znaczny z przeznaczeniem na spalenie w celu zbadania prawdziwości relikwii turyńskiej. Paradoks tego zamierzenia polegał na tym, że skrawek ów wskazał na średniowieczne pochodzenie tkaniny całunowej, pogłębiając jeszcze bardziej jej tajemnicę i stawiając naukę wobec faktu nie do wytłumaczenia.

Niezwykłość owego wydarzenia polegała też na sposobie pobrania i przebiegu czynności. Oto protokół operacji - który wszedł w fazę wykonawczą 16 kwietnia 1988 r. - nie zawierał rzeczy podstawowej: określenia miejsca pobrania! Nikt o tym nie pomyślał... Prof. G. Riggi di Numam, który pisał go własnoręcznie, przewidywał nawet wpływ emocji na wykonujących czynności: „Zetknięcie się z Całunem - czytamy w nim - może wywołać wewnętrzne wzruszenia i nieprzewidziane odczucia. Proszę więc o maksymalne skupienie się na operacji. Na wzruszenia i na uświadomienie sobie przeprowadzonych działań będzie czas na końcu operacji". A tymczasem nie została uprzednio podjęta decyzja co do miejsca pobrania. Godzinami dwaj eksperci tekstylni dyskutowali nad tym z Gonellą i Riggim, jakby to było ich zadanie. Riggi dyplomatycznie napisał później, że odbyła się „szeroka dyskusja ekspertów tekstylnych i kontrolerów".

Cała operacja była również niezwykła. Rozpoczęła się przed świtem. Sox tak ją opisuje: „Sprawa była tak sekretna, że straż pałacu królewskiego wszczęła alarm, wykrywając w kaplicy zapalone światło o godzinie 4.30 rano. W obecności prałata D. Caramello, który przejawiał zaniepokojenie, i innego księdza, dwaj kanonicy włożyli w zamki trzy klucze, które w przeszłości reprezentowały króla, arcybiskupa i kapitułę kanonicką. Kanonicy wyciągają relikwiarz z większego pojemnika. Riggi i jeden z kanoników znoszą relikwię w dół po schodach z ciemnego marmuru aż do zakrystii. Owinięty paskami z czerwonego jedwabiu relikwiarz wydaje się pięknie sporządzoną bożonarodzeniową paczką. Po zerwaniu pieczęci ostatniego pokazu, dokonanego dla samego Papieża w 1980 r., owinięty w czerwony jedwab Całun zostaje wyjęty i położony na stole przykrytym aluminiową płytą, a następnie rozwinięty troskliwie przez Caramellę oraz innego kanonika, obydwóch w białych rękawiczkach. Dalsze czynności prowadzone są przez Riggiego, który przystępuje do pracy, wyciągając oprzyrządowanie chirurgiczne przystosowane do operacji otwartego serca"

Po godzinie szóstej weszli kard. A. Ballestrero, Tite, Hall, Hadges, Wolfli, Damon i Danahue. Naukowcy zajęli miejsca w stallach, Tite blisko Gonelliego, Riggiego i dwóch ekspertów tekstylnych, Viala i Testom. Ten ostatni „ekspert", wskazując na plamę w boku, zapytał: „Co to jest ta brązowa skaza?" Vial, drugi „ekspert", wdał się później w dyskusję, proponując, by zamiast próbki Całunu pobrać skrawek z jego łaty (!). Mogli być ekspertami, ale nie byli nimi dla relikwii turyńskiej...

Cała scena czyniła wrażenie dwóch układów choreograficznych: sali operacyjnej z Riggim i pomocnikami oraz sali sądowej z przedstawicielami laboratoriów w stallach w zwartym szyku jury. Między godziną dziewiątą a jedenastą - po przeszło czterech godzinach analizowania skąd pobrać próbkę - cięcie zostało wykonane przez Riggiego, który nie używał rękawiczek. Trzymając próbkę pincetami, pokazał ją karbonistom, ze słowami: „Oto wasza próbka!" Przypominały one słowa Piłata: „Oto człowiek!"

Porównanie to nie jest gołosłowne. Próbka została pobrana z miejsca najbardziej „umęczonego". Był to punkt przy „kącie Raesa", czyli na dole z prawej strony wizerunku wierzchu ciała Człowieka z Całunu. Znajduje się na jednym z dwóch rogów, za który rozwinięty Całun był trzymany rękoma biskupów, podczas wystawień publicznych, jak to ukazują stare drzeworyty. Ponadto skrawek został pobrany kilka centymetrów od jednego z punktów zwęglonych przez krople srebra, spadającego w chwili pożaru w 1532 r. Co więcej. Fragment pochodził właśnie z brzegów splamionych wodą w sposób szczególny - użytą do gaszenia ognia - gdzie nagromadziły się produkty pirolizy i wszystkie brudy spalenizny. Sam Riggi pisał kiedyś, że woda przyniosła ze sobą prochy, krew i inne rzeczy, powodując ponadto elektroforezy w zagłębieniach rdzeniowych włókien lnu tkaniny,

Zachodzi pytanie: czyżby on i inne osoby, prowadzące ponad cżterogodzinną naradę, zapomniały o owych rzeczywistych danych? Jakby na ironię, karboniści, sporządzając końcowy raport, stwierdzili: „Jest to jedyna strefa płata głównego Całunu odległa od jakiegokolwiek miejsca reperowanego czy zwęglonego". W rzeczywistości było to miejsce reperacji, bliskie zwęgleń biegnących dwoma pasami wzdłuż płatu płótna. Reperacje były dokonywane szczególnie na skrajach tkaniny niszczonej przez trzymanie mimo niebieskiej satyny obszytej wokół.

Można powiedzieć, że obecnych w zakrystii katedry turyńskiej znamienowała dziwna nieuwaga. Tite nie widział Evina - który mu podrzucił trzecią próbkę kontrolną - i stwierdził, że go nie było. Ten usprawiedliwiał się opóźnieniem i świadczył o swojej obecności. Na ograniczony zmysł obserwacji wskazują jednak fakty bardzo wymowne. Są to różne dane co do wielkości i ciężaru próbek, a każdy przecież milimetr kwadratowy decydował o setkach lat wieku! Tymczasem do dzisiaj nie wiadomo, jak wyglądała sprawa z pomiarami. Końcowe sprawozdanie karbonistów mówi o 7 x 1 cm wyciętych ponad „odcinkiem Raesa", w rzeczywistości nie było to ponad, lecz z boku, a wielkość próbki wynosiła 8,1 x 1,6 cm. Hall stwierdził, że próbka nie została wzięta ze skraju, lecz z części w samym środku w odniesieniu do „kąta Raesa".

I tu zaczyna się prawdziwy „taniec danych". Ile ważyła część pobrana? Riggi dostarcza dwóch różnych ciężarów w tej samej relacji z paryskiego sympozjum: 497 i 540 mg (s. 7 i 10). Na filmie - cała operacja była filmowana -można odczytać ciężar widniejący na wadze: 478 mg. Niezgodności na tym nie kończą się. Ciężar całej tkaniny całunowej wynosi 23 mg/cm. Zwykłe pomnożenie wskazuje, że próbka powinna ważyć 298 mg. Ciężar rzeczywisty - widniejący na wadze, jak i podawany przez Riggiego - jest prawie podwójny! Rzecz zrozumiała, że wagę średnią tkaniny całunowej należy przyjmować w przybliżeniu, ale rozrzut jest tak rozległy, że należy zapytać się, dlaczego próbka była tak ciężka? Oto jeszcze inna niezgodność. Gdy Riggi oczyścił wycięty skrawek, ważył on 300 mg. Czy jest rzeczą możliwą, by kilka zawadzających strzępków ważyło ponad 150 mg, czyli połowę ciężaru całej próbki?

To pytanie bez odpowiedzi wywołuje następne: czy skrawek położony na wadze nie należał do tkaniny starannie w tym miejscu cerowanej? Siostry klaryski po pożarze w 1532 r. wykonały swoje dzieło po mistrzowsku, stosując 8 ściegów nićmi doskonale pasującymi kolorem do zszywanych miejsc i naśladujące idealnie w swoim układzie osnowę i wątek!. Gdy w Tucson pracownicy laboratorium znaleźli nitkę czerwonego jedwabiu i niebieskie włókna, wiadomość ta ubarwiła noty w prasie, stając się ciekawostką w dniach oczekiwania na wyniki. Riggi - który wycinał próbkę - stwierdził z przekonaniem: „Nie mogę przyjąć obecności w owym miejscu nici kolorowych, ponieważ bardzo dokładna obserwacja dokonana przeze mnie i wszystkich stojących wokół (a miał to być test „na ślepo"!) nie wykazała obecności nici, fragmentów rzeczy, czy czegoś innego rozpoznawalnego przez inny kolor i włączonego czy przylegającego do wyjętego odcinka". Ale po ogłoszeniu wyników przyjął wersję laboratorium w Tucson, pisząc: „W części wyjętej były nici różnego rodzaju, które nawet w najmniejszej ilości mogły spowodować zmiany w datowaniu, będąc późniejszym dodatkiem".

Jeżeli Riggi i inni nie widzieli kolorowych nici, zacerowanie dobrze wykonane mogło ujść ich uwadze. Sam uczony ten przyznaje, że nici ściegu zastosowane do połączenia z płótnem holenderskim dobrze maskowały się odcieniem i wymiarami w tkaninie całunowej. Nawet martwił się, że ich nie zachował do przebadania. Zresztą, zanieczyszczenie znalezione przez badaczy STURP na fragmencie Raesa pochodziło z reperacji dokonywanych na tkaninie w ciągu wieków. Oto dlaczego był konieczny egzamin wartości włókien, jak to proponował STURP i alarmująco sygnalizował Meacham.

Zadziwia beztroska w traktowaniu tak poważnego zadania i rodzą się nowe pytania. Czy pracownicy laboratoriów czyszczący próbki zwracali uwagę na obce nici? Kolorowe rzucały się w oczy. Jeżeli nie znali historii Całunu - a wystarcza ta od 1357 r. - nie przyszło im nawet do głowy eliminować obce włókna z reperacji, również lniane! Zresztą czy byli zdolni je odróżnić gołym okiem? Czy mieli kiedykolwiek do czynienia z podobnie specyficzną próbką? Przy ich analizie nie był obecny żaden chemik znający cechy charakterystyczne płótna całunowego...

Nie jest to koniec „tańca danych". Próbka o wymiarach 8,1 x 1,6 cm została podzielona na dwie części, z których ta o ciężarze 144,8 mg przeznaczona była „do innych badań", druga zaś o wadze 154,9 mg, miała zadecydować o wieku Całunu. Riggi podzielił ją na trzy części w odcinkach prawie identycznych: 52,0 - 52,8 - 53,7 mg. Podliczmy te trzy ciężary. Otrzymujemy cyfrę 158,5 mg. Coś musiało zajść w chwili rozcinania próbki na jej trzy części, skoro i tym razem wagi nie zgadzają się. Prawdopodobnie Riggi poprzecinał mniejszą część - tę odłożoną „na później" - otrzymując dwa odcinki o ciężarze 52,0 i 52,8, oraz trzeci o wadze 39,6 mg. Wziął więc część większą i odciął z niej skrawek o ciężarze 14,1 mg, który powiększył niedowagę skrawka dla trzeciego laboratorium. Otrzymał więc próbkę o wadze 53,7 mg.

Opuszczam opis dalszych nieścisłości, ponieważ te powinny wystarczyć. Zwykła krawcowa czy krawiec mając do czynienia z tego rodzaju zadaniem, wykroiliby najpierw z całego skrawka trzy odpowiednie odcinki do badania C-14, a resztę zachowali „na później". Wiadomo, że taki czy inny podział nie wpływał na wyniki analizy, skoro laboratoria otrzymały konkretne skrawki próbek. Ale to, co działo się w zakrystii katedry turyńskiej zdradza pewnego rodzaju „partyzantkę" w tak ważnej czynności, do której wykonania - jak stwierdził Sox - „użyto oprzyrządowania chirurgicznego do operacji otwartego serca". Czy karboniści, patrząc na to, co się działo „na stole operacyjnym", mogli brać przykład poważnego podejścia do badań próbki całunowej, o której już w owej chwili mieli przekonanie, że pochodzi ze Średniowiecza?

Po podziale skrawka całunowego zaczęła się farsa.

Riggi pociął na trzy kawałki dwa skrawki przyniesione przez Tite'a, służące do przeprowadzenia badań „na ślepo". Jedna próbka pochodziła z grobu odkrytego w Nubii i była datowana na XI-XII wiek. Pozostała należała do mumii z początku II wieku. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć ich inność od próbki całunowej. Zresztą, wszyscy mieli czas przyjrzeć się tej „właściwej". Wykonanie testu „na ślepo" było więc bezsensowne, tym bardziej że zostały podane daty towarzyszących próbek! Od początku dla człowieka myślącego cel owej farsy był jasny, co karboniści jawnie potwierdzili: chodziło o prasę. Tak przeprowadzane badania w oczach „zwykłych śmiertelników" wyglądały bardzo poważnie i ...ciekawie. Oto próbka całunowa będzie spalona i badana metodą C-14 razem z dwoma innymi. Nasuwa się w tej chwili porównanie z trzema skazańcami z Golgoty...

Nie był to koniec. Daleko od naukowców, w przyległej sali kapitulnej, dziewięć próbek zostało złożonych w aluminiową folię i włożone do dziesięciu numerowanych pojemników ze stali nierdzewnej, odpornych na ogień i wodę. Operacja - jak oświadczono oficjalnie - była dokonana przez kard. A. Ballestrero i Tite'a. W rzeczywistości w pomieszaniu próbek uczestniczył również Gonella i Riggi. Zachodzi pytanie, dlaczego każde z laboratoriów nie otrzymało jednego pojemnika z „pomieszanymi" próbkami?

Co dziewięć, to jednak nie trzy. Cała bateria wyglądała imponująco na tacy i wydawało się, że ten moment był najważniejszy: postawienie jej przed kard. A. Ballestrero w celu oznakowania literami T, O i Z - Tucson, Oxford, Zurych. Po trzy wkłada Riggi do trzech paczek i pieczętuje pieczęcią arcypiskupa Turynu. Lak jest roztapiany małym palnikiem. „Nowoczesna technologia miesza się z tradycyjną" - powiedział speaker filmowy. Arcybiskup śledził wszystkie czynności od początku do końca.

Paczki zostały wręczone przedstawicielom trzech laboratoriów, były wytrzymałe na promieniowanie aparatury kontrolnej na lotniskach.

I oto w tym momencie niespodziewanie wkracza na scenę czwarta próbka, trzecia kontrolna: skrawki tkaniny wyszukanej przez Evina dla Tite'a. Skąd się wzięły? Wyjaśnienia różnią się między sobą. Przyjmijmy więc, że albo Vial trzymał je w kieszeni, albo je przyniósł spóźniony Evin, o którym świadczy Tite, iż był nieobecny. Próbka składała się z lnianych nici kapy przywdziewanej przez św. Ludwika Andegaweńskiego, a więc była relikwią jego szaty liturgicznej. Przechowywana była w zakrystii bazyliki w-Saint-Maximin-la-Sainte-Baume i była idealnie datowana: 1296-1297 r.

Riggi rozgniewał się (nieporozumienie „jak w rodzinie"), Tite zaś - okazując zaskoczenie - zamierzał ją odrzucić. Vial jednak wiedząc ile trudu kosztowało „biednego" Evina jej zdobycie tak długo nalegał, aż relikwia francuskiego świętego została przyjęta, pocięta i złożona w małe koperty. Czy była potrzebna i dlaczego tak dziwna była jej droga: z zakrystii w Prowansji do zakrystii w Turynie. Na to pytanie nie ma właściwie odpowiedzi poza pewnymi spostrzeżeniami „po faktach". Gdy próbki całunowe otrzymały datację na 1260-1390 r., próbki z kapy św. Ludwika świadczyły o niezwykłości dwóch testów. Czy można porównać tkaninę całunową z niezliczonymi „urazami" z płótnem kapy liturgicznej przechowywanej z szafie zakrystii? A jednak i jedna i druga próbka uzyskała ten sam wiek! Jaki stąd wniosek? „Coś" musiało spowodować dostosowanie się skrawków całunowych do próbek kapy, czystych i doskonale zachowanych. W ten sposób wyjaśniło się ich dziwne pojawienie się wśród kontrolnych próbek. Moglibyśmy przypuścić, że św. Ludwik „chciał" dać świadectwo swojej „bliźniaczej" próbce, wskazując na to dziwne utożsamienie dat... W tym wypadku nie była to farsa.

Do niezwykłości pobrania próbek należy dodać brak oficjalnego protokołu z tej operacji. Riggi przypisał wartość sprawozdania filmowi z pobrania, będącego w jego posiadaniu, którego nikomu nie udostępnił w całości. Testore przypomniał sobie, że przedstawiciele laboratoriów podpisali z kard. A. Ballestrero dokument, że próbka pochodzi z Całunu, zaś analitycy i Tite firmowali list intencyjny, w którym zobowiązali się do zachowania ścisłej tajemnicy zawodowej. Mieli opublikować relacje ze swoich czynności wówczas, gdy arcybiskup Turynu ogłosi oficjalny komunikat o wynikach. Wyniki powinny być podane do wiadomości przed upływem dwóch miesięcy. Trzy laboratoria zobowiązały się do niekonfrontowania wcześniej swoich danych.

Wszystkie te zobowiązania zostały złamane.

Bonnet-Eymard stwierdził, że uzgodnienia między laboratoriami były pełne. Laboratoria nie pracowały jednocześnie, lecz jedno po drugim, by kontrolować wyniki

Na czas wykonania datacji metodą C-14 wystarcza niecały miesiąc. Według Gove'a i Harbottle'a wystarczyłyby jeden albo dwa tygodnie. Opóźnienie mogłoby spowodować czyszczenie próbek, ale trudno przypuścić, by czynność ta wymagała tyle czasu. Jako pierwszy analizę wykonał Tucson, potem Zurych, na końcu Oxford. Bonnet-Eymard podkreśla, że laboratoria działały według dobrze ustalonego terminarza, informując się wzajemnie o wszystkim w tajemnicy, aż do momentu uzgodnienia wyników. Jest prawdopodobne, że dyrektorzy laboratoriów spotkali się potajemnie w Szwajcarii podczas lata.