„Czarny dzień" Całunu

13 października 1988 r. kard. Anastasio Ballestrero ogłasza ostateczny wynik testu C-14. Dziennikarze określili tę datę „czarnym dniem" relikwii turyńskiej.

Po raz pierwszy w historii Całunu tak wysoki autorytet kościelny pełni funkcję „rzecznika prasowego" pracowników laboratoriów. Dotychczas sami uczeni podawali do publicznej wiadomości wyniki swoich badań. Dlaczego ten wyjątek? Po prostu karboniści o to prosili, a arcybiskup turyński zgodził się. Teraz dotrzymuje słowa, mimo że laboratoria i Muzeum Brytyjskie nie zachowały przyjętych na początku ustaleń. Ale nawet wobec takiej sytuacji opiekun relikwii turyńskiej zachowuje postawę pełną godności i szacunku, czego nie wykazali dyrektorzy laboratoriów. Wypija „kielich goryczy" do dna. Należy jednak zaznaczyć, że nie tylko przygotowany przez innych. Odpowiedzialność za odpowiedzialność jest bezlitosna.

Ogłoszenie ma miejsce w sali Domu Macierzystego księży salezjanów na Valdocco w Turynie, niedaleko od Całunu, spoczywającego spokojnie w Kaplicy Guariniego. Pomieszczenie wypełnione jest po brzegi kamerami i dziennikarzami, którym udało się przybyć na czas z całego świata. Po trzydziestu sekundach danych fotoreporterom, konferencję prasową otwiera dr J. Navarro Valls, dyrektor Biura Prasowego Watykanu. Jest zwięzły. „Komunikat mogliśmy po prostu rozesłać - mówi - lecz wobec zainteresowania jaki wzbudza, jesteśmy tu". Dał do zrozumienia, że należy wypowiadać się krótko i trzymać się... C-14. Komunikat - jak na jego znaczenie - jest bardzo zwięzły. Zaledwie dwie stroniczki maszynopisu, ale brzemienne w treść.

„Laboratoria Uniwersytetu Arizony, Uniwersytetu Oxfordu i Politechniki Zurichu, które wykonały pomiary datacji węglem radioaktywnym tkaniny Świętego Całunu, pismem z dnia 28 września 1988 r., przesłanym przez dr Tite z Muzeum Brytyjskiego, koordynatora projektu, do Kustosza Papieskiego Świętego Całunu, nareszcie zakomunikowały wynik swoich prac.

Dokument ten precyzuje, że interwał daty uzyskanej dla tkaniny całunowej z prawdopodobieństwem 95% mieści się między 1260 i 1390 rokiem po Chrystusie. Dokładniejsze i bardziej szczegółowe informacje dotyczące tych wyników zostaną opublikowane przez laboratoria i dr Tite'a w jednym z czasopism naukowych tekstem będącym w trakcie opracowywania.

Prof. Bray z Instytutu Metrologii G. Colonnettiego w Turynie, odpowiedzialny za sprawdzenie ostatecznych wyników przedstawionych przez dr Tite'a, ze swojej strony potwierdził zgodność wyników osiągniętych przez trzy laboratoria, których pewność mieści się w granicach przewidzianych przez stosowaną metodę.

Po poinformowaniu o tym Stolicy Świętej, właściciela Świętego Całunu, podaję do wiadomości, co zostało mi przekazane.

Pozostawiając nauce ocenę tych wyników, Kościół potwierdza swój szacunek i cześć dla czcigodnej ikony Chrystusa, która pozostaje przedmiotem kultu wiernych zgodnie z postawą wyrażoną wobec Świętego Całunu, w którym wartość obrazu góruje nad ewentualną wartością zabytku historycznego. Postawa ta obala nieuzasadnione wnioski o charakterze teologicznym, wysuwane w ramach badań, które były pomyślane jako wyłącznie ściśle naukowe.

Równocześnie problemy pochodzenia wizerunku i jego przetrwania pozostają nadal w dużej części nierozstrzygnięte i wymagać będą dalszych badań i dalszych studiów, wobec których Kościół okaże takie samo otwarcie, jakie okazał, pozwalając na datację węgla radioaktywnego, gdy tylko został mu przedstawiony rozsądny program działań w tej sprawie.

Przykry fakt, iż wiele wiadomości dotyczących badań naukowych ukazało się z wyprzedzeniem w prasie, zwłaszcza w języku angielskim, jest powodem mojego osobistego ubolewania, gdyż sprzyjał również insynuacji, wywołującej niepokój, jakby Kościół bał się nauki, próbując ukryć wyniki. Oskarżenie to jest jawnie sprzeczne z postawami okazywanymi przez Kościół z całą stanowczością, również w tej okoliczności".

Wiele dzienników wyraziło podziw dla postawy władz kościelnych przyjętej w komunikacie. Nie ma w nim śladu skomplikowanych przejść, tylko słowa ubolewania za spowodowanie przecieków do prasy, które sprzyjały insynuacji, jakoby Kościół bał się nauki.

Ubolewanie to wykraczało jednak daleko poza zwykły fakt niedyskrecji. Właśnie spełnienie życzeń karbonistów i udzielenie im pełnego zaufania spowodowało, że ich badania przebiegały tak, jak to opisaliśmy. Te „szczegóły" ujawniają dopiero odpowiedzi na pytania zadawane przez dziennikarzy.

„Czy Całun jest falsyfikatem?" Kardynał odpowiada żywo: „Prawdziwy, czy fałszywy... Pytanie nie odnosi się właściwie do sprawy. Całun jest ikoną i jako taki posiada swoją niewątpliwą autentyczność. Poszukiwania nie zamierzają pomniejszać kultu, lecz zmierzają do zgłębienia problemów naukowych, jakie stwarza ikona, które sprowadzają się do dwóch kwestii istotnych: jak powstał wizerunek i jak powinien być chroniony. Rzecz trudna do określenia, jeżeli wpierw nie pozna się jego natury. Zainteresowanie Kościoła Całunem pozostaje niezmienione. Jest tajemniczą ikoną oblicza Chrystusa, osoby Chrystusa"' .

A wiara? Kardynał odpowiada z naciskiem: „Wiara nie wchodzi w sprawę Całunu, nie będzie więc szkód w jej zakresie", przynajmniej dla tej autentycznej wiary. „Jednak - mówi dalej - całe zafascynowanie dla tego przedmiotu może być interpretowane jako istnienie wielkiej potrzeby: osoby Chrystusa, która ma wiele do powiedzenia światu, a świat- czy tego chce, czy też nie chce - ma w Nim swego Zbawiciela". I dodaje: „Było to badanie naukowe, które nie ma nic wspólnego z teologią. Kto wykorzystał je do budowania teologii, zboczył z drogi".

Padają dalsze pytania, dotyczące relikwii turyńskiej. Ktoś mówi, że będzie jej brak. Spostrzeżenie zwyczajne, lecz jakże istotne wobec kultu objawianego przez stulecia. Arcybiskup Turynu jeszcze raz podkreśla, że nigdy nie podchodził do Całunu jako do relikwii. „Widząc wyniki badań - mówi - może byłem proroczy. Ktoś mnie zapyta, czy jestem zaskoczony wynikiem badań. Konsternacje Kościoła nie są te. Przeciwnie, jestem bardzo spokojny. Nie myślę, by zaistniał problem duszpasterski o rozmiarach powszechnych. Jest prawdą, że 93% osób na świecie wie, że Całun istnieje. Wykazało to ostatnie badanie. Dziesięć lat temu było 5%. Zainteresowanie wokół lnianej tkaniny ożywiło się bardzo, lecz myślę, że jest raczej owocem środków masowego przekazu niż kultu i pobożności. Trzeba być ostrożnym. W istocie: gdybym uczynił z Całunu przedmiot listu okólnego do biskupów, dotyczącego niepokoju co do konsekwencji pastoralnych, powiedzieliby, że pozwalam sobie na stratę czasu".

Kard. A. Ballestrero odwołuje się do własnego doświadczenia. „Przypominam sobie bardzo dobrze - mówi, że gdy w 1978 r., kiedy odbyło się ostatnie wystawienie, głosząc homilie podczas Mszy prawie w każdy wieczór, ani razu nie użyłem terminu »relikwia«. Temu, kto mnie zapyta, dlaczego, odpowiadałem: dla mnie prawdziwą wartością jest ikona; by powiedzieć, że jest relikwią, musiałbym znać z pewnością rzeczy, których nie znam (...) Dla mnie jest to ikona".

Jan Paweł II, gdy jeszcze jako kardynał krakowski oglądał Całun - wówczas, gdy kard. A. Ballestrero głosił owe homilie - powiedział dziennikarzom, że już w czasie wojny czytał książkę o relikwii turyńskiej. Po prostu czytał wówczas i potem, i interesował się widocznie badaniami, skoro w 1980 r. - również w homilii w Turynie - określił Całun „tajemniczą relikwią" i „świadkiem Paschy", a w sześć miesięcy po „czarnym dniu" powiedział na zapytanie dziennikarzy: „Jest to z pewnością relikwia". Konferencja prasowa odbyła się w samolocie, ponieważ Ojciec Święty udawał się z pielgrzymką do Madagaskaru. Kiedy padło następne pytanie: „Czy Ojciec Święty uważa, że jest autentyczna?" - Papież odpowiedział: „Jeżeli chodzi o relikwię, myślę że nią jest. Jeżeli tylu tak myśli, ich przekonania, że widzą w niej odbicie ciała Chrystusa, nie są bez podstawy".

Odpowiedź Jana Pawła II sięga w głąb tajemnicy Całunu i nie dotyczy tylko osobistego „myślenia", lecz przekonania wielu ludzi, w tym naukowców, którzy badali relikwię turyńską i dochodzili do konkretnych wniosków. Rzeczywiście, wizerunek całunowy można nazwać „ikoną", ale jest to ikona namalowana krwią i tak wykonana przez martwe ciało, że żadne badania nie były zdolne wyjaśnić „jak" powstał ten niezwykły „autoportret". Bez wątpienia jej główną wartością jest wizerunek, który spełnił w historii Kościoła doniosłą rolę, dając mu „obraz" Chrystusa w milionach kopii, wypełniających dziesiątki tysięcy świątyń, jeżeli nie setki.

Kard. A. Ballestrero to chciał przede wszystkim uwydatnić. Jeżeli później powstały zarzuty, że nie okazał się on w owej chwili konsekwentny do końca, należy wziąć pod uwagę sytuację, w jakiej się znalazł i chęć rozładowania napięcia; w czym okazał się zręcznym rozmówcą. „Zwykli" wierni mogli oczekiwać czegoś więcej. Owe „więcej" podjęła prasa. Na razie jeszcze trwa szok, spowodowany bulwersującym wynikiem.

Wystąpienie doradcy kustosza Całunu, dr L. Gonelliego, oraz jego odpowiedzi, dostarczyły danych z przebiegu analizy. Należy przyznać, że był to swoisty „rachunek sumienia", dotyczący odpowiedzialności za takie a nie inne zorganizowańie datacji. Doskonale znał bieg wydarzeń i odczuł ich skutki. „Z punktu widzenia naukowego - zaczął - czułbym się spokojniejszy i bardziej rozluźniony, gdyby ta praca datowania przeprowadzona została w kontekście pełnego i szerokiego, i dogłębnego badania płótna, jak to początkowo było przewidziane. Laboratoria z C-14 przedkładały pracę niezależną i nie chciały współpracować z innymi naukowcami, rzecz, która - z punktu widzenia metodologii naukowej - bardzo mnie zaskoczyła i nie zadowoliła".

Tak kard. A. Ballestrero, jak i jego doradca nie chcieli, by datacja Całunu spowodowała podział naukowców. Pierwszy wyraźnie stwierdził, że nie oskarża nikogo, ale rozumie pytania dziennikarzy, którzy dalej drążyli ten temat. „Może byłem naiwny - wyznał - lecz wierzyłem, że na pewnych poziomach względy czysto osobiste i partykularne mniej zaciążą na sprawie". Gonella stwierdził również, że zawiódł się na wykonawcach testu, dokonuje jednak rozróżnienia między wartościowaniem wyniku naukowego a zachowaniem się laboratoriów. „Jak słusznie mówił kardynał - powiedział - nie interesuje nas kto i jak. Musimy stwierdzić, że z ich strony - jak czytało się w prasie od czterech miesięcy - procedury nie były przestrzegane. Lecz ta okoliczność, która może nam sprawiać przykrość, i która bardzo nas przytłoczyła, nie ma nic wspólnego z wartościowaniem naukowym. Absolutnie. Są to dwa czynniki całkowicie oddzielne". Tak, tylko te dwa czynniki spotkały się razem i razem występują u konkretnych osób.

Jakkolwiek by oceniać wydźwięk konferencji „czarnego dnia" Całunu, pozostaje niedosyt i zdziwienie. Czyniła wrażenie poddania się i pochylenia głów przed pracownikami laboratoriów i ich dyrektorami, bo przecież nie przed naukowcami. Żaden prawdziwy naukowiec nie podjąłby się datowania tak specyficznej próbki, odsuwając innych znawców. Żaden też szanujący się uczony nie ogłaszałby wyników swoich badań jako pewnik, lekceważąc wyniki innych, co do których wiarygodności nikt nie wątpi. Kompetencja karbonistów skończyła się na stwierdzeniu: uzyskaliśmy taki a taki wynik. Werdykt o Całunie jako falsyfikacie mógł wydać tylko zespół naukowców; przede wszystkim tych, którzy od lat badali go i osiągnęli wyniki powszechnie przyjęte jako wiarygodne.

Trudno jednak było wymagać od karbonistów uznania opinii tych; których odsunęli swoimi intrygami. Następnego dnia po „czarnym dniu" ogłosili, że Całun jest falsyfikatem, organizując własną konferencję prasową w siedzibie Muzeum Brytyjskiego. Na tle wielkich cyfr z wykrzyknikiem: „1260-1390!" zasiadł Tite, jedyny kontroler i koordynator testu, oraz jedyny gwarant jego wiarygodności. Z lewej strony zajął miejsce Hall, dyrektor laboratorium w Oxfordzie z drugiej - Hadges. Hall zawyrokował, że żaden naukowiec godny tego imienia nie może uważać Całunu za autentyczny. Dowód naukowy - C-14 jest nieomylne.

Na innej konferencji-również w Muzeum Brytyjskim-pokazał winietę „Observera", na której przedstawiony był naukowiec w białej komży, oskarżający się na spowiedzi, że „popełnił dwa razy C-14". Następnie przytoczył przykład swojej postawy wobec wyników badań innych naukowców. W 1983 r. policja przyniosła mu do datacji czaszkę. Jeden ż patologów był w pełni przekonany - w oparciu o konfrontacje fotograficzne - że jest to czaszka kobiety zamordowanej kilka lat temu. Datacja C-14 wykazała, że to znalezisko pochodzi z 410 r. Jednak, zdaniem Halla, trzeba było przyjąć wynik testu C-14.

Zgodnie z tym „naukowym" podejściem do przedmiotu badań, Całun musi pochodzić ze Średniowiecza, nawet gdyby dane dostarczone przez innych uczonych przemawiały za tym, że przemawiają one za jego autentycznością. Oto dlaczego karboniści odsunęli owych innych.