Ewangeliczne opowiadania
Męki Jezusa


Obraz ze "znakami" męki

Obecny na Całunie wizerunek odsyła do ukrzyżowania, a fakt, iż odbił się on na prześcieradle odsyła do momentu zdjęcia z krzyża. Opowiedziana w ewangeliach męka Jezusa jest być może najbardziej jednorodnym cyklem narracyjnym. Cierpienia, które pozostawiły znaki na ciele Jezusa, są rozsiane na różnych etapach Jego męki; podczas tzw. "agonii w ogrodzie Getsemani" trudno jest powiedzieć, jakie skutki zostawił po sobie <<krwisty pot>>, o którym opowiada św. Łukasz (22,44), podczas gdy razy otrzymane w czasie nocnego przesłuchania u najwyższego kapłana oraz przed sanhedrynem, a zwłaszcza chłosta, odebrana w czasie procesu u przedstawiciela rzymskiej zwierzchności, pozostawiły ślady na twarzy i na głowie, na piersiach oraz na górnych i dolnych kończynach; wyraźnymi pozostają niszczące znaki ukrzyżowania oraz rana klatki piersiowej zadana w chwili, kiedy ukrzyżowany jeszcze żył. Zdjęcie z krzyża oraz złożenie do grobu znajdują się natomiast w ostatniej części opowiadania.
Rzecz dziwna, ale kłopoty dotyczące związków pomiędzy Ewangeliami a Całunem są o wiele bardziej problematyczne właśnie w drugiej części. Ten kto czyta o męce Jezusa w Ewangeliach, łatwo przyjmuje to, co widzi na Całunie, trudniej natomiast jest zrozumieć sposób, w jaki wizerunek ten powstał oraz samą jego rzeczywistość.

Żadnej sprzeczności z ewangelicznymi opowiadaniami męki Pańskiej

Wydaje mi się, że nie ma żadnej sprzeczności pomiędzy tym, co czytamy o cierpieniu Jezusa, a tym, co stwierdzamy na wizerunku z Całunu. Oczywiście, przekazuje nam on więcej szczegółów: obraz wyraża wszystko w liczbach, od ilości uderzeń bicza do strug krwi, obrzęków, aż - jak się zdaje - do złamania przegrody nosowej. To, co widzę, przeliczam i oceniam. Ewangelie natomiast w swoich informacjach pozostają skrajnie powściągliwe, zredagowane na wzór suchego raportu, jak gdyby obawiały się zagrać na uczuciach czytelnika. Jednak możemy mówić o powszechnej zgodności doniosłej o tyle, o ile niektóre szczegóły pozostają nieznane jako zwyczajowe w postępowaniu crudelissimum taeterrimumque supplicium, podczas gdy na Całunie zostały one zapisane tak, jak opowiadają Ewangelie. Nawiązuję tu zwłaszcza do ubiczowania, ukoronowania cierniem oraz do przebicia włócznią klatki piersiowej.

Jest to z pewnością jeden z najbardziej poruszających faktów syndonologicznej rzeczywistości, ponieważ skłania - jak mi się zdaje - do wyboru pomiędzy nielicznymi możliwościami wyjaśnień; albo to prześcieradło miało bezpośredni kontakt z ciałem Jezusa, albo inny człowiek w historii był torturowany tak samo jak Jezus i jego ciało zetknęło się z tym płótnem, albo też miała miejsce nieopisana dla nas tajemnicza interwencja, która mogła wkroczyć w nadnaturalny wymiar.

Jeżeli wolno mi uczynić osobiste odwołanie, to przypominam sobie, że kard. Ballestrero, kiedy zapytałem go - po ogłoszeniu werdyktu trzech laboratoriów w roku 1988 - jak wyobraziłby sobie powstanie Całunu, gdyby werdykt ten okazał się ostateczny, odpowiedział mi: <<Dlaczego na liście możliwych przyczyn nie chcemy umieścić nadnaturalnej interwencji Boga? Nie byłby to zresztą pierwszy raz, kiedy trzeba by było uciec się na poważnie do tej hipotezy: pomyślmy tylko o pochodzeniu wizerunku Madonny z Guadalupy>>.